piątek, 9 listopada 2018

Jaskiniowcy i lampa policyjna

           - I jak ja teraz odrobię lekcje?
           - tak jak czytasz.

Ale może zacznijmy od początku...


6.11.2018 (trzy dni temu) spokojnie odrabiałam sobie lekcje, a tu nagle pstryk, pstryk - wyłączyli prąd po czym natychmiast go włączyli. nic wielkiego się  nie stało, po prostu przez sekundę nie było prądu, ale moja lampka na biurku tak nie uważała, bo zaczęła...


Mrugać!
 
           - Uwaga, policja, ręce do góry! - śmiałam się z mamą - albo karetka! Io, io, io!

Włączyłam lampę jeszcze raz, ale ona nadal bawiła się w wóz policyjny. Jeszcze raz ją włączyłam, i jeszcze raz, jeszcze raz, ale ona ani myślała skończyć zabawę... Odeszłam więc od biurka i powędrowałam do salonu na krótką przerwę. Położyłam się na kanapie pogadałam trochę z mamą i...
...Po co ja was w niepewności trzymam, pewnie i tak się z łatwością domyślicie, że zgasło światło. Ale tym razem nie na sekundę! Ani na dwie. Po prostu się nie zapalało! Nawet Barana (mojego psa) nie było widać, a on jest biały.
          - Znów będziemy jaskiniowcami?! - spytałam się mamy.
          - Nie, nie będziemy - odpowiedziała.

I teraz możemy cofnąć się do przeszłości...


Pewnego dnia (6.10.2017) zanim poszłam do szkoły na chwilę wyłączyli prąd, ale tylko na chwilę, dlatego pomyślałam, że to nic takiego. Kiedy poszłam (do szkoły) na końcu mojej ulicy zobaczyłam mojego kolegę z jego tatą. Powiedzieli mi, że szkoła jest zamknięta z powodu braku prądu. Chciałam to sprawdzić, ale najpierw postanowiłam wrócić do domu i powiedzieć o tym mamie. Gdy już prawie doszłam do domu stanęło przy mnie auto. (Nie, żaden porywacz w nim nie siedział). Była w nim mama mojej koleżanki i oczywiście sama koleżanka. Jechały do szkoły (czasami mnie do niej odwoziły). Powiedziałam im, że prawdopodobnie szkoła jest zamknięta bo nie ma prądu. Mama mojej koleżanki postanowiła to sprawdzić, powiedziała, że mogę jechać z nimi. Wsiadłam do samochodu. Na końcu ulicy zatrzymała się, otworzyła okno i pogadała trochę z tatą mojego kolegi (tak, tym samym tatą, tego samego kolegi, których spotkałam). Powiedział, że szkoła jest zamknięta, niech dzieci wracają do domów. My jednak chcieliśmy sami się przekonać o prawdziwości tego zdania, więc pojechaliśmy dalej, do szkoły. Na miejscu zastaliśmy dzieci, które zadowolone wybiegały ze szkoły i drzwi do niej zapchane rodzicami, próbującymi dowiedzieć się czegoś dowiedzieć. Jak się okazało faktycznie szkoła była zamknięta (albo raczej nie funkcjonowała w tym dniu).  Przez następne trzy dni nie mieliśmy prądu w domu. Żyliśmy na latarkach i świeczkach, a telefony i  power banka  chodziłam ładować do babci (która mieszka w tej samej miejscowości), ona miała prąd! Wieczorami brałam kawałek plastiku z jakiegoś opakowania (na przykład po jogurcie) i nad świeczką nadawałam mu kształt. (Wyśmienita zabawa)! Zobaczcie sobie jak wyglądał nasz dom wieczorami:




 Zrobiłam sobie nawet selfie, żeby można było zobaczyć jak było ciemno! Przyznajcie się nie widzicie mnie na tym zdjęciu:


Rozjaśniłam trochę to zdjęcie, żebyście mogli zobaczyć, że naprawdę tam jestem:

 Jeśli jeszcze mnie nie widzicie...







Podczas nieobecności prądu mama stwierdziła, że tacy z nas jaskiniowcy, bo nie mamy prądu, lodówka nie działa, więc trzeba od razu wszystko zjeść, a do tego jedynym źródłem światła (oprócz latarek) były świeczki. Dlatego właśnie spytałam się mama ,,Czy znów będziemy jaskiniowcami?"

A teraz wróćmy do 6.11.2018.

Mama poszła po latarkę (oczywiście nic nie widziała, przeszła po omacku). Znalazła ją, zaświeciła i zabrała się za zapalanie świeczek.

Czy to nie wygląda znajomo?




Na tym zdjęciu stoi mama:

Nie widzicie jej? Może na zdjęciu z lampą błyskową zobaczycie:



Wstałam z kanapy i nie wiedziałam co ze sobą zrobić w takiej ciemności. Postanowiłam, że zapalę najpierw więcej świeczek. Potem mama powiedziała, żebym poczytała, bo później nie będzie czasu.
             - Jak? Lampy przecież nie działają.
             - Czytaj przy latarce - powiedziała mama.
             - Tylko jak ją ustawić, żeby świeciła mi na książkę?
Musicie wiedzieć, że ta konkretna latarka ma z tyłu magnez i (plastikowy) haczyk. Przyczepiłam ją na magnez do kaloryfera i żeby lepiej się trzymała haczykiem zahaczyłam o pręty kaloryfera. Działało świetnie!




Po godzinie czytania zapytałam:
              - I jak ja teraz odrobię lekcje?
              - Tak jak czytasz.
              - Seriously?
I dokładnie po tym słowie zapaliło się światło.

(Zdjęcia zrobione jakieś pięć sekund po powrocie prądu).








Tego samego dnia Tigra postanowiła uczczić powrót prądu, i wdrapać się na plecy kanapy:





(😏)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pogadajmy jak lis z lisem🍁🍂😜

Senniczek: Robert Downey Jr. - sen z niedzielnej nocy

Wyszłam na zakupy. Zarówno okolica jak i sklep były zupełnie inne niż naprawdę. Niedaleko sklepu zauważyłam RDJ. Siedział na rowerku stacj...